Stanisław Olszewski - Multimistrz


STANISŁAW OLSZEWSKI

MULTIMISTRZ

 

Tekst: Elżbieta Marcinkiewicz

Foto: Ewa Jeżak

 

Jesteś chyba najbardziej utytułowanym polskim zawodnikiem motocyklowym. Żeby nie zanudzić naszych Czytelników poprzestańmy na tytule Mistrza Polski. Ile ich było?

 Stanisław Olszewski: Nie wiem czy najbardziej utytułowanym, ale trochę się tego uzbierało, zarówno w motocrossie jak i enduro. Jeżeli ktoś mnie pyta o szczegóły, muszę czasami  skorzystać z pomocy mojego brata Andrzeja Olszewskiego, który ma bardzo duże archiwum, a w nim zebrane kompletne wyniki setek zawodów od 60 lat, notatki prasowe, zdjęcia, programy z zawodów itp. W  motocrossie dziesięć razy zdobyłem tytuł Mistrza Polski w klasie 250ccm (dzisiejsza MX 2) i w klasie 500 (dzisiaj MX 1), siedem razy tytuł Wicemistrza Polski w klasach 250 i 500ccm oraz w rajdach enduro trzy tytuły, w tym dwa Mistrza i jeden Wicemistrza Polski. Mój pierwszy tytuł mistrzowski zdobyłem w 1973 roku, wygrywając jako najmłodszy zawodnik z doświadczonymi starszymi kolegami. A ostatni? Hmm, nie pamiętam... :)

 

A kiedy był Twój ten „pierwszy raz”?

 Przygodę z motocyklem zacząłem mając osiem lat, do czego zresztą nikt nie musiał mnie namawiać. Byłem członkiem zmotoryzowanej sportowej rodziny, wzorem dla mnie byli moi starsi bracia Zdzisław i Andrzej, którzy też mieli duże osiągnięcia i to oni mnie tym sportem  „zarazili”. W tamtych czasach licencję zawodnik mógł otrzymać pod warunkiem, że  ukończył 16 lat i miał prawo jazdy! Dzisiaj mogę się przyznać, że nie spełniając tych podstawowych wymogów próbowałem nielegalnie wystartować w moich pierwszych zawodach w Olsztynie. Postanowiłem zapisać się pod nazwiskiem zawodnika, który miał takie uprawnienia. Niestety sędzia zawodów Edward Truszyński szybko odkrył moje oszustwo i przepędził mnie z maszyny startowej. Oficjalnie, już zgodnie z przepisami, zadebiutowałem w Mistrzostwach Okręgu w Ostródzie.

 

Kto był największym rywalem w Twojej sportowej karierze, kogo obawiałeś się najbardziej stając na maszynie startowej?

 W MP byli to Zbigniew Rutkowski, Teofil Jasiński, Ryszard Gancewski, Krzysztof Serwin, Zbigniew Kłujszo, Bogdan Urbaniak. Wszyscy ci zawodnicy posiadali podobne umiejętności, a wygrywał ten, który podczas wyścigów popełniał mniej błędów. Na trasie nie było zmiłuj się, ale gdy zawody się kończyły znowu byliśmy jak jedna rodzina.

 

Jaki był polski motocross w latach 70/80?

 Na pewno stał na bardzo wysokim poziomie, gdyż wielu zawodników z Mistrzostw Polski kwalifikowało się do MŚ i do mety nie przyjeżdżali wcale ostatni. Na maszynie w MP stawało około 40 zawodników, ale zdarzało się, że przyjeżdżało ich jeszcze więcej i musiały odbywać się kwalifikacje. W klubach (zwłaszcza wojskowych) organizowano regularne treningi młodych adeptów. Koszty szkolenia, organizacji jak i uczestnictwa w zawodach pokrywały Urzędy Wojewódzkie oraz duże zakłady pracy, a na torach królowały WSK, Junaki  i CeZetki. Najlepsi mogli ubiegać się o stypendium sportowe – to były naprawdę dobre czasy…

 

Które zawody wspominasz szczególnie?

 Na pewno Sześciodniówkę we Francji w 1980 roku. Wystartowałem w klasie 80ccm i dość szybko zdobyłem prowadzenie. W czasie jednego z wyścigu w pewnym momencie zorientowałem się, że pomyliłem trasę, a moi rywale mimo to jadą moim śladem. Zatrzymałem się, choć byłem świadomy, że mogę przegrać - zacząłem informować zawodników, że jesteśmy w „malinach”. Po jakimś czasie wróciłem na trasę i wygrałem swoją klasę. Otrzymałem jednak nie tylko zwycięski puchar, ale także Światową Nagrodę  Fair Play, którą może pochwalić się naprawdę niewielu zawodników.

 

W czasach PRL już sam wyjazd za granicę był niezwykłym wydarzeniem...

 To prawda. W czasach, kiedy paszporty zwykłych obywateli były przechowywane w odpowiednich urzędach, z których niełatwo było je wydostać, członkowie kadry mieli zdeponowane paszporty służbowe w Centralnym Ośrodku Sportu. Umożliwiało nam to wyjazdy na Zachód niemal na zawołanie. Zwiedziłem naprawdę wiele krajów, bo reprezentantem Polski w motocrossie i enduro byłem 130 razy! Moje wyjazdy zagraniczne zaczęły się od udziału w Mistrzostwach Krajów Demokracji Ludowej. Były to zawody bardzo mocno obsadzone, nazywano je nawet „małymi Mistrzostwami Europy”. Ścigali się w nich zawodnicy ze ścisłej światowej czołówki: Genadij Moisiejew, Władimir Kavinow, Jarosław Fanta, Izy Huravy, Władimir i Jerzy Khudiakow. Dzisiaj mam tę satysfakcję, że stawałem na podium razem z Mistrzami Świata. Dzięki zwycięstwom w „kadeelach” szwedzka firma Husqvarna zaproponowała mi, że w Mistrzostwach Świata mogę wystartować na ich motocyklu (250ccm) i że zapewni mi profesjonalny serwis. PZM, przekonał mnie, aby ze względów polityczno-strategicznych wystartować w rajdach enduro MŚ i ME jako fabryczny kierowca enerdowskiego Simsona. Tak też się stało i przez siedem sezonów  byłem ich zawodnikiem numer jeden. W tym czasie zdobyłem dwa tytuły Mistrza i jeden Wicemistrza Europy oraz siedem złotych medali na Sześciodniówkach.

 

Kiedy postanowiłeś rozstać się z jazdą wyczynową i dlaczego?

 A ile można? (śmiech). Wiek mnie zweryfikował. Dwadzieścia pięć lat na motocyklu to chyba nie tak mało.

 

Ale z motocrossem jesteś związany do dzisiaj...

 Po zakończeniu kariery, żeby nie wypaść z obiegu (śmiech), zająłem się w Motoklubie Olsztyn szkoleniem zawodników, m.in. Bartosza Sawczuka, Michała Krecha, zdobywców mistrzowskich tytułów indywidualnie i zespołowo. Obecnie posiadam Międzynarodową Licencję  Komisarza Technicznego i pełnię funkcję Delegata Technicznego PZM na zawodach rangi Mistrzostw Polski i Europy. Dzisiaj nie jest to łatwe zajęcie być szkoleniowcem, gdyż niektórzy zawodnicy treningi i zawody traktują wyłącznie jako zabawę. Nie są też odporni na stres i niepowodzenia, brakuje im zacięcia, waleczności, żeby osiągnąć jak najlepsze wyniki. Ale na szczęście nie wszyscy tacy są...

 

Jak oceniasz poziom polskiego motocrossu teraz... w roku 2013? Jak oceniłbyś organizację poszczególnych zawodów, przygotowanie zawodników? Czego nam jeszcze brakuje, aby osiągnąć poziom europejski?

 Na pierwszą część pytania odpowiem po sezonie. Od około 10 lat sukcesywnie wprowadzane były zmiany w celu dostosowania polskich regulaminów do standardów europejskich, w przygotowywaniu zawodników do uczestniczenia w zawodach zagranicznych rangi MŚ i ME, wprowadzono europejskie przepisy, dotyczące ochrony środowiska w sportach motorowych. Dzięki temu otrzymujemy pozytywne opinie od zagranicznych ekip, biorących udział w zawodach organizowanych w naszym kraju. Ale są i cienie... Brak jest młodzieżowych szkółek, profesjonalnych szkoleniowców w niektórych  klubach, środków finansowych i zainteresowania mediów. Ale i sami zawodnicy nie są bez winy, brakuje im wiary w siebie i zbyt szybko zniechęcają się po pierwszych niepowodzeniach. Kluby powinny zająć się szkoleniem przede wszystkim młodych adeptów (szkółki), organizacją zawodów i organizacją życia klubowego, menadżerowie bardziej skupić się na pozyskiwaniu środków od strategicznych sponsorów, a zawodnicy treningami i wyścigami.

 

Kto Twoim zdaniem w tym sezonie będzie pretendował do tytułu Mistrza Polski w  MX1 i MX2?

Moim zdaniem w  MX2 rywalizować będą Tomasz Wysocki i Adam Tomiczek, a w MX1 Karol Kędzierski i Bartosz Sawczuk. Mam nadzieję, że dołączy do nich - w miarę wolnego czasu - Łukasz Lonka, a Maciej Zdunek nadal pozostanie czynnym zawodnikiem.

Oczywiście najbardziej zależy mi na sukcesach zawodników Motoklubu Olsztyn, po cichu liczę na dobry wynik Michała Krecha, u którego widać wzrost formy po wcześniej odniesionej kontuzji.

Natomiast z przykrością obserwuję małą ilość startujących zawodników w MP w najmłodszych klasach, z których w przyszłości powinni rekrutować się mistrzowie Polski, Europy, a może Świata?

 

Dziękuję za rozmowę